W zeszłym roku, w Mediolanie, wydana została książka ważna dla Bochni. Są to wspomnienia z czasów okupacji, autorstwa Menachema Mendla Selingera – „Wir sind so weit. The story of a Jewish Family in Nazi Europe. Memories and Thoughts 1939-1945” (Milano 2020, Wydawnictwo Il Faggio). Jest to anglojęzyczna wersja pozycji, która ukazała się siedem lat wcześniej w języku włoskim. Autor książki był rodzinne związany z Bochnią, bowiem ożenił się z Taubą Gutfreund, której rodzice prowadzili gospodarstwo rolne na ulicy Karosek.
Wprawdzie Selingerowie przed wojną nie mieszkali w Bochni, jednak gdy zaczęła się okupacja przenieśli się tutaj, aby być razem z najbliższymi. Menachem Mendel uważnie przyglądał się okupacyjnej rzeczywistości, widział ją i przeżywał od strony człowieka zamkniętego w getcie, choć jako członek policji żydowskiej (Jüdischer Ordnungsdienst), miał możliwość wychodzenia z getta. W sześciu zeszytach, zebranych przez wydawcę w trzy tomy, utrwalił codzienność dzielnicy oraz dramatyczne wydarzenia, jakie miały tam miejsce, ważne dla całej społeczności oraz dla jego rodziny. To, czego nie przeżył sam, uzupełniał w oparciu o rozmowy z naocznymi świadkami.
Pierwsza akcja deportacyjna, która miała miejsce w sierpniu 1942 roku, była tragiczna dla rodziny Maksa Selingera. Bliscy jego żony, pomimo próby ukrycia się, zostali zamordowani. Jemu, żonie i córkom oraz szwagrowi z małą córeczką, udało się opuścić Bochnię latem 1943 roku, dzięki pomocy zaprzyjaźnionej i mieszkającej po sąsiedzku rodziny Romańskich. Celem ucieczki były Węgry, do których dotarli przez Słowację.
Selinger wydaje się być wnikliwym obserwatorem, korzystającym nie tylko z własnych spostrzeżeń, lecz także ze spostrzeżeń innych osób. Jego relacja jest zatem ciekawym i poruszającym dokumentem o lokalnym wymiarze Szoa. Daje możliwość uzupełnienia wiedzy o tym czasie i ludziach, którym przyszło się zmierzyć z okupacyjną rzeczywistością. Przykładem mogą być informacje o przebywającym w bocheńskim getcie rzeźbiarzu, Henryku Hochmanie, sanitariuszu w sierocińcu. Kres jego życia biografowie wyznaczają na rok 1942 lub 1943, a jako miejsce śmierci podają podbocheński Baczków. Selinger przedstawia sprawę inaczej. Według niego Hochman zatrudniony został jako stróż w szpitalu żydowskim. Podczas pierwszej akcji deportacyjnej, do szpitala wtargnęli Niemcy. Wpierw zamordowali siostrę, broniącą nietykalności miejsca powołując się na konwencję genewską, a potem pacjentów. Hochmanowi udało się skutecznie ukryć i tym samym ocalić życie. Rok później, gdy getto bocheńskie zostało zlikwidowane (wrzesień 1943), Henryk Hochman, razem z wieloma innymi Żydami, trafił do obozu pracy w Szebniach.
Książka, oprócz narracji, zawiera też ilustracje pokazujące Bochnię, mieszkańców getta, rodzinę autora. Niektóre zdjęcia przedstawiają okupacyjne tragedie z mniej lub bardziej odległych miejsc, jak Płaszów, Warszawa, Międzyrzec Podlaski. Czasem miejsce pochodzenia fotografii nie jest znane, jednak autor uznał, że obrazuje ona zdarzenie analogiczne do tego, jakie miało miejsce w Bochni.