Przed II wojną światową, w miejscowych szkołach publicznych uczono zarówno religii katolickiej, jak i żydowskiej. Na lekcjach religii odbywających się w Gimnazjum Państwowym im. Króla Kazimierza Wielkiego, uczniowie wyznania mojżeszowego otrzymywali wiedzę z historii Żydów, liturgii synagogalnej, Talmudu i Dekalogu. Żydowskich uczniów tej szkoły oraz ich nauczyciela przypominają dziś Sprawozdania Gimnazjalne, a także przechowywana w bibliotece szkolnej książka „Przygody Jana Chryzostoma Paska”, z pieczątką młodzieżowej organizacji syjonistycznej Ha-Szomer ha-Cair. Uczestniczących w zajęciach było niewielu, bo na przykład w roku szkolnym 1930/1931, na około pięciuset uczniów gimnazjum tylko dwudziestu dwóch pochodziło z rodzin żydowskich.
Z kolei w Szkole Wydziałowej Żeńskiej im. Św. Kingi, jak można sądzić z zachowanych przekazów, zajęcia miały mniej formalny charakter. Lekcje odbywały się w szkole, w godzinach popołudniowych, a omawiane podczas nich tematy dotykały spraw ciekawych i ważnych dla uczennic, na przykład widziany z okna klasy pogrzeb stawał się inspiracją do rozmowy o żydowskich zwyczajach związanych z pochówkiem. Podczas lekcji był czas na dyskusję, był czas na zacieśnianie więzi koleżeńskich.
Nauczycielem, który uczył religii mojżeszowej w obu szkołach był Abraham Mojżesz Landfisch. Urodził się w Tarnopolu, w 1880 roku; do pracy w Bochni został skierowany decyzją Rady Szkolnej Krajowej we Lwowie w 1907 roku i pozostał tutaj do wybuchu II wojny światowej. Stąd pochodziła jego żona Rebeka-Regina, tutaj urodziły się jego dzieci: w roku 1907 syn Saul, lekarz i oficer Wojska Polskiego, a w 1912 Halina, absolwentka bocheńskiego gimnazjum i farmacji na UJ. Mojżesz Landfisch oprócz pracy zawodowej angażował się w pracę społeczną, bowiem w okresie międzywojennym był jednym z członków rady miejskiej.
Na podstawie zachowanych wspomnień można przyjąć, że cieszył się zaufaniem swoich uczniów i był dla nich autorytetem. Ilustrują to wydarzenia, jakie miały miejsce w lutym 1918 roku. Gdy na mocy traktatu brzeskiego, zawartego pomiędzy państwami centralnymi a Ukrainą, część Podlasia i Chełmszczyzna miały zostać włączone do Ukrainy, w Bochni – podobnie jak i w wielu innych miastach – odbyła się manifestacja mieszkańców przeciwko tym ustaleniom. Mojżesz Landfisch został przez swoje uczennice poproszony o radę w sprawie ich uczestnictwa w manifestacji. Nauczyciel zachęcał do przyłączenia się młodzieży żydowskiej do manifestujących, a swoją opinię uzasadniał dwojako. Uważał, że ich nieobecność mogłaby zaszkodzić ogółowi Żydów bocheńskich, a jednocześnie podkreślił konieczność solidarności z polskimi mieszkańcami miasta.
We wrześniu 1939 roku Mojżesz Landfisch pracy nie podjął . Trzeciego września, wraz z rodziną oraz innymi bochnianami, uciekając przed Niemcami opuścił miasto. W przesłanym wiele lat później liście do Stanisława Fischera, który podobnie jak Landfisch był nauczycielem i w gimnazjum, i w szkole dla dziewcząt, opisał wojenną tułaczkę swojej rodziny. Wspominał ucieczkę przed Niemcami, pobyt na Syberii oraz wyjście „dzięki Sikorskiemu” (jak sam określił okoliczności opuszczenia miejsca zesłania) ze Związku Radzieckiego przez Kazachstan. Niestety list nie zachował się w całości, urywa się nagle nie dając pełnego obrazu przeżyć Landfischów. Więcej informacji na temat ich wojennych losów podaje córka Halina w relacji spisanej, obok wielu innych, przez Ministerstwo Informacji i Dokumentacji Rządu Polskiego na Uchodźstwie w latach 1942–1943 i wraz z innymi opublikowanej kilkanaście lat temu (Widziałem Anioła Śmierci. Losy deportowanych Żydów polskich w ZSRR w latach II wojny światowej, Warszawa 2006, s. 328–330). Landfischowie z Bochni udali się do Radziejowa, potem do Tarnopola, gdzie pod okupacją radziecką panował wielki chaos, a od marca 1940 roku rozpoczęto zsyłki na Syberię tych, którzy nie chcieli przyjąć sowieckiego obywatelstwa. Syberyjski rozdział w życiu rodziny Landfischów świadczy o tym, że jej członkowie nie wyrzekli się obywatelstwa polskiego. Przez wiele miesięcy ciężko pracowali w jednym z syberyjskich posiołków dzieląc niedolę z Polakami, z którymi żyli w dobrych stosunkach, zgodnie i solidarnie. Gdy ogłoszono amnestię opuścili swój posiołek i wyjechali do Dżambułu, który okazał się miastem niegościnnym, bez możliwości podjęcia pracy, wynajęcia mieszkania, wyprzedawano więc wszystko, aby nie umrzeć z głodu. Jak pisał w liście do Fischera Landfisch, w tym okresie swego życia schudł kilkadziesiąt kilogramów. Sytuacja poprawiła się za sprawą pomocy rządu polskiego dla uchodźców. Rodzina Landfischów, dzięki temu, że Saul był oficerem Wojska Polskiego, otrzymała zezwolenie na wyjazd do Iranu. Tułaczkę wojenną Mojżesz Landfisch, jego żona i córka zakończyli w Palestynie. Natomiast Saul służył jako lekarz-żołnierz w 5. Polowym Szpitalu Ewakuacyjnym pod Monte Cassino. W marcu 1945 roku razem z innymi żołnierzami został odznaczony Krzyżem Pamiątkowym Monte Cassino (nr 41626).
Po wojnie Mojżesz Landfisch zdecydował się na pozostanie w Izraelu. Wspomniany już list do Stanisława Fischera napisany po polsku pokazuje, że nie zapomniał o miejscu pochodzenia. Był pierwszym przewodniczącym powstałego w 1950 roku Związku Bochnian w Izraelu, a kilka lat później rozpoczął starania o upamiętnienie Żydów z Bochni i okolicy, zamordowanych przez Niemców podczas Holokaustu. Na początku lat sześćdziesiątych XX wieku na jerozolimskim wzgórzu Syjon podczas uroczystości żałobnej „Hazkara” została odsłonięta tablica ku czci bocheńskich ofiar Holokaustu. Jest to jedna z wielu podobnych tablic znajdujących się na tym wzgórzu, przypominjących przedwojenne gminy żydowskie z różnych miejscowości. Jednak tablica wydała się Landfischowi niewystarczającym sposobem upamiętnienia ofiar Szoah. Napisał więc do społeczności izraelskich bochnian odezwę, w której podkreślił, że tablica jest zimna i zawiera tylko nazwę miejsca, gdzie Żydzi żyli i gdzie doznali wielkiego nieszczęścia. Natomiast według niego należało przechować pamięć – na ile to możliwe – o każdym zamordowanym człowieku. Za najlepszą formę uznał zwój pergaminowy (megilla), zawierający ułożoną w porządku alfabetycznym listę nazwisk i imion ofiar, odczytywaną każdego roku podczas obchodów Dnia Pamięci. Miał on przypominać o I akcji likwidacji bocheńskiego getta, przeprowadzonej przez Niemców w sierpniu 1942 r.
Na zdjęciu Mojżesz Lanfisch przy pomniku upamiętniającym pomordowanych żydowskich bochnian.
Tekst w nieco zmienionej formie był publikowany w „Kronice Bocheńskiej” z września 2021 r.